Oglą…dasz w tej chwili archiwalną… wersję™ strony domaradz.pl aktualizowaną… do 22 maja 2015 r. Zapraszamy na aktualną… wersję strony
Dane urzędu
Dane urzędu
Godziny pracy
Menu
<b>Start</b> Start
<b>Wydarzenia</b> Wydarzenia
<b>Informacje</b> Informacje
<b>Urząd Gminy</b> Urząd Gminy
<b>Historia</b> Historia
<b>Kultura</b> Kultura
<b>Sport</b> Sport
<b>Oświata</b> Oświata
<b>Parafie</b> Parafie
<b>Galeria</b> Galeria
<b>Kontakt</b> Kontakt
Nagrody, certyfikaty
Informator
<b>Noclegi</b> Noclegi
<b>Warto zobaczyć</b> Warto zobaczyć
<b>Okolice</b> Okolice
<b>Szlaki rowerowe</b> Szlaki rowerowe
<b>Telefony alarmowe</b> Telefony alarmowe
<b>ISO 9001</b> ISO 9001
Różne
Szukaj na stronie
Ogłoszenia(k/s)
.......
Publikacje
Poezja
W językach obcych
In English In English
 

Start arrow Wydarzenia arrow Rok 2005 arrow Jesień w Domaradzu

Jesień w Domaradzu Drukuj E-mail
Napisał Tomasz Bober   
30-10-2005

JesieńJesień jest wyjątkowo piękną porą roku. Wszędzie pełno kolorowych liści, które opadając odsłaniają przepiękne krajobrazy. Warto w tym czasie wybrać się na spacer aby zobaczyć, jak piękna może być otaczająca nas przyroda. Również w Domaradzu można znaleźć wiele ciekawych miejsc, które warto obejrzeć jesienią.

Zobacz nowe zdjęcia w galerii  i przeczytaj jak wygląda jesień w Domaradzu i okolicach.

Ponadto prezentujemy fragment felietonu Andrzeja Stasiuka, pisarza i publicysty, laureata tegorocznej nagrody Nike za książkę "Jadąc do Babadag". Felieton opisuje podróż Andrzeja Stasiuka przez podkarpackie miejscowości, w tym również przez Domaradz.

O ósmej rano jest cicho i biało. Potem mgła powoli idzie do góry i pojawia się rozproszone złote światło. Widać krzewy i drzewa w ogrodzie, potem płot i  reszta pejzażu powoli wraca na swoje miejsce. Szron znika z trawy. Na gałęziach lśnią srebrne pajęczyny. Ale wciąż jest cicho, cicho i zimno. Słychać pojedyncze krople spadające z północnej połaci dachu do rynny.

To jest jesień, połowa października. Z niektórych drzew, z  olch i jesionów opadła już część liści i dobrze znany pejzaż zmienia się raptem i w niespodziewanych miejscach otwierają się nowe przestrzenie. Spojrzenie nie napotyka na opór i biegnie gdzieś w głąb krajobrazu. Wśród bezlistnych gałęzi drzew widać opuszczone ptasie gniazda. Któregoś dnia na niebie pojawiają się klucze dzikich gęsi lecących na południe. Wieczorem słychać dźwięk owczych dzwonków. Górale pędzą swoje stada z Bieszczad i idą przez moją wieś w stronę Podhala. Ta podróż zajmuje im dziesięć dni.

Parę dni temu jechałem przez południowo-wschodnią  Polskę. Najpierw wzdłuż Wisły przez Wilgę i Maciejowice i raz po raz z prawej wiślane rozlewiska odbijały złotobłękitny blask nieba. Na niskich  łąkach stały krowy, ale nie pasły się, tylko patrzyły przed siebie w świetlistą pustkę, w dogorywającą zieleń jesieni, w swoją krowią nicość.

W Puławach przejechałem na drugą stronę rzeki. Chciałem zobaczyć Janowiec. Zawsze oglądałem ruiny z drugiego brzegu. W poniedziałek muzeum było zamknięte. Nie spotkałem żywej duszy. Ani na skarpie, ani w parku, ani obok dworu. Szkielety starych łodzi wystawione jako eksponaty rudziały w słońcu jak dziecinne zabawki wystrugane z nowej kory. Wąwóz u stóp zamkowych murów  przypominał palenisko pełne  węgli. Nad rzeką wisiała niebieska mgła i nie mogłem dostrzec Kazimierza. Zjechałem w dół, przeturlałem się przez wieś i odnalazłem drogę na prom. Ale prom był nieczynny. Facet na mostku bezradnie rozłożył ręce i powiedział, że silnik i że już trzeci dzień. Nie potrafił sobie przypomnieć, gdzie w górze rzeki jest następna przeprawa. Nie chciałem ryzykować i wróciłem do Puław, żeby pojechać starą drogą przez Kazimierz i Opole Lubelskie. 

I wszędzie było tak samo, wszędzie trwał ten opętany karnawał, ten taniec na wulkanie, wszędzie te pióropusze ognia i siarki, jakby świat miał zaraz eksplodować, zamienić się w iskry i płonące okruchy i przepaść na wieczność w zimnych i ciemnych otchłaniach kosmosu. Takie miałem myśli i nic nie poradzę. Jechałem jak we śnie i nie jestem pewien, czy auto w ogóle dotykało kołami asfaltu. W Józefowie droga znów przylgnęła do rzeki. Po prawej rosły topole i w stronę wody ciągnęły się piaszczyste wygony. Domy stały po lewej. Stare kobiety w chustkach siedziały na ławkach i grzały się w ostatnim słońcu. Było jak przed stu, jak przed dwustu laty, to samo słońce spadało na ten sam pejzaż.

No więc jechałem i pytałem w duchu: Czy to jest jeszcze mój kraj, czy już wyjechałem za granicę i przekroczyłem jakiś niebiański Check-Point Charlie i jestem po drugiej stronie niewidzialnej szyby świata. Gdzieś za Dębicą zniosło  mnie w lewo, na wschód, bo zawsze znosi mnie w tamtą stronę świata, w Pogórze Dynowskie i Strzyżowskie, w te zapadliska między pagórkami, w te ścieśnienia krajobrazu, gdzie w zapomnieniu i bez wielkich pretensji żyją ludzie. Wjechałem w ten krajobraz próchniejącej materii, starości, bezowocnego usiłowania, bud, budek, chałupinek, kruszącej się cegły, tlejącego drewna, heroicznego wysiłku trwania, tej Polski wicepowiatowej i wicegminnej z trzema autobusami na dzień i starożytnym asfaltem na wieki wieków. Ale w tym nadprzyrodzonym świetle jesieni to wszystko wyglądało tak, jakby zaraz miało wzlecieć do nieba, jakby tutaj zagościło przelotnie, przysiadło jak rajski ptak i zaraz miało odfrunąć z powrotem w niebiosa i zostawić po sobie spaloną, martwą ziemię. Tak sobie myślałem gdzieś między Hłudnem, Wesołą i Baryczą. I czułem, że auto ledwo dotyka kołami łatanego asfaltu. Powoli robiło się popołudnie i światło gęstniało, zamieniało się w płynny miód, w blask, jaki można zobaczyć na starych ikonach. Cała różnica polegała na tym, że na ikonach nie znajdziemy cienia, ponieważ ikony dzieją się w prawdziwym niebie. A w okolicach Domaradza cienie były już  dwakroć dłuższe od rzeczy, które je rzucały.

I tak sobie myślę, że ten mój kraj: smętny, bylejaki, piękny i beznadziejny, rozpaczliwy i do bólu banalny, wzniosły i komediowy, szary jak mysz i bury jak deszcz i smętnie zwyczajny raz do roku, właśnie o tej porze i taką jesienią dostępuje czegoś w rodzaju łaski oraz obmycia ze wszystkich win. Amen, Drodzy Państwo, amen.

Andrzej Stasiuk/Syndykat Autorów 

Opublikowane w portalu Onet.pl 18.10.2005

Jesień w Domaradzu

Jesień w Domaradzu

Jesień w Domaradzu

Jesień w Domaradzu

Jesień w Domaradzu

Jesień w Domaradzu

Image

Jesień w Domaradzu

Jesień w Domaradzu

Jesień w Domaradzu

Jesień w Domaradzu

Jesień w Domaradzu

Jesień w Domaradzu

Jesień w Domaradzu

< Poprzedni   Następny >

Copyright 2000 - 2012 Tomasz Bober & UG Domaradz Wszystkie prawa zastrzeżone. (All rights reserved.)
Strona wykorzystuje Mambo i projekt SK_Bussines3