Kto ogląda telewizję czy chociażby przegląda pisma w których
zamieszczone są programy TV, to mógł zauważyć, że pojawiły się takie
tytuły, jak: „Sport ekstremalny”, „Ryzykanci” i „Szczyty głupoty” oraz
podobne. Bohaterowie tych programów ryzykują życiem i zdrowiem skacząc
na linach z wysokich wiaduktów, zjeżdżając na nartach ze skalistych
szczytów. Najczęściej taki spektakl odbywa się w obecności widzów,
przed obiektywami aparatów fotograficznych i kamer. Z tego wynika
jasno, że czyni się to także dla żądnych wrażeń gapiów; uda się czy też
nie. Ostatnio pokazywano wyczyn pewnego kajakarza jak z wysokiej góry
zjeżdżał po śniegu oczywiście na odpowiednio wzmocnionym sprzęcie. Ryzykanctwo można zrozumieć, jeżeli wykonawca popisów ryzykuje tylko
swoją osobą. Rozśmieszyła mnie kiedyś scena, chociaż wcale nie była
śmieszna, jak kilku młodych (ok. 20 letnich) amerykanów wykonało
katapultę z odpowiednio skonstruowanych sprężyn. W odległości
kilkunastu metrów ustawiono batut(sprężysta siatka rozpięta na ramie),
pociskiem miała być dziewczyna odpowiednio ubrana. Została oczywiście
wystrzelona tylko pech chciał, że nie doleciała do celu. Szczęśliwie
pokaz zakończył się w szpitalu.
W Polsce tego rodzaju wyczyny również stają się
modne, np. wyścigi młodych ludzi dwoma samochodami nocą na ulicach
miast; było już kilka wypadków śmiertelnych. Nasuwa się pytanie, co
młodych ludzi skłania do tak ryzykanckich zachowań? Odpowiedź jest
prosta: nuda, chęć wywarcia wrażenia na innych oraz brak wyobraźni.
Takie, nie mieszczące się w „normie” zachowania
ludzkie, z pewnością są nie tylko znakiem naszych czasów. Sam pamiętam,
miałem może około dziesięciu lat, jak kilkunastoletni młodzieniec
popisywał się różnymi wyczynami. Działo się to w czasach, gdy w
Domaradzu posiadano może ze dwa odbiorniki radiowe, a o telewizji
jeszcze nikt nie słyszał. Więc ów wyrostek pewnego razu przywiązał
sznur do czubka drzewa i trzymając za drugi koniec skakał udając
spadochroniarza; typową zabawą w tym okresie dla chłopców była zabawa w
„wojnę”. Innym razem wiosną, gdy w Stobnicy było wody równo z brzegami,
skakał z mostu pod Skałą i płynął kilkadziesiąt metrów z prądem.
Pewnego razu, gdy woda się rozlała po łąkach, wziął od sąsiadów
drewniane koryto( służące przy uboju świń) i próbował na nim pływać.
Oczywiście koryto przewracało się i tonęło.
Są ludzie, którzy po prostu lubią ryzykować,
szczególnie daje się to zauważyć u kierowców, ale ci ryzykują nie tylko
swoim życiem i zdrowiem. Mam okazję często to obserwować, bo mieszkam w
pobliżu bardzo niebezpiecznego zakrętu( jest źle wyprofilowany).
Rocznie zdarza się tu kilkanaście kolizji: samochody wypadają z jezdni,
był również wypadek śmiertelny. Najczęstsze przyczyny to, zbyt szybka
jazda i co się z tym wiąże przekraczanie podwójnej linii ciągłej. Nie
przemawiają do wyobraźni niektórych osób apele w telewizji i pokazywane
przykłady skutków brawury i nieprzestrzegania przepisów.
Poniżej zdjęcie z wypadku na feralnym zakręcie – wakacje 2004 r.
Dla nauczycieli i wychowawców nieobojętne są również wypadki w szkołach
i gospodarstwach domowych, bo biorą w nich udział często dzieci i
młodzież. Mimo tego, że na lekcjach wychowawczych i nie tylko, uczula
się wychowanków na sprawy swojego bezpieczeństwa w drodze do szkoły i w
domu. W czasie wakacji 2004 r. telewizja podawała przypadek o tym, jak
w czasie sianokosów kosiarka obcięła dziecku stopy. Takich zdarzeń w
różnych latach było więcej. Kilkanaście lat temu pracowałem w niedużej
szkole podstawowej( ok. 80 uczniów) w jednej z miejscowości nad Sanem.
W czasie, gdy pewien ojciec kosił trawę w pobliżu domu, pod zęby
kosiarki podeszła córeczka. Miała iść po wakacjach do trzeciej klasy.
Przeprowadzono operację, ale udało się uratować tylko jedną stopę. Po
rocznej rehabilitacji powróciła do szkoły, do czwartej klasy. Jej hart
ducha był godny podziwu, zachowywała się jakby nic się nie stało. Na
lekcjach wychowania fizycznego starała się wykonywać wszystkie
ćwiczenia razem z koleżankami. Robiła przewroty na materacu, skakała
przez kozła do ćwiczeń ( z małą pomocą), biegała, grała w siatkówkę i
piłkę ręczną.
Inny wypadek jaki się wydarzył również w tej
miejscowości: otóż w jednym z gospodarstw przygotowywano drzewo na
opał. Brat gospodarza (zawodowy pilarz) przecinał gałęzie piłą
motorowo-łańcuchową. Odciągano te gałęzie na bok i w pewnym momencie
córka gospodarza (już absolwentka podstawówki), podeszła zbyt blisko
pracującej piły, która rozerwała jej policzek. Podobny przypadek
zdarzył się uczniowi Gimnazjum w Golcowej, który chciał zbudować budę
dla swojego psa. Gdy przecinał potrzebne deski pilarką
tarczowo-elektryczną, jeden z przecinanych elementów odskoczył i
chłopak wirującą tarczą przejechał sobie po podudziu. O podobnych
zdarzeniach w których uczestniczą dorośli i młodzież podczas prac w
swoich gospodarstwach słyszy się dość często. Odnosi się wrażenie, jakby
takie zdarzenia losowe wpisane były w naszą codzienność, że są
nieuniknione. Są ostrzeżeniem dla wielu innych, że ryzyko często wiele
kosztuje. Warto wspomnieć, że znaczna część tych wydarzeń spowodowana
jest przez alkohol, który traktuje się jak towarzyski niezbędnik.
Jest już wiosna 2005 r. i można zauważyć jak
motocykliści szykują i ujeżdżają swoje stalowe rumaki. Znów będziemy
świadkami ich popisów na drogach, jazdę na dużych szybkościach i
slalomy pomiędzy samochodami. Niejeden taki jeździec trafi, oby tylko,
do szpitala.
Krzysztof Gosztyła
|